Powiedzieć, że Pani Ela jest kobietą silną i dzielną, to banał niewart powtarzania. Trudno jednak w tej historii wznieść się ponad takie truizmy, bo wszystko, co można opisać słowem staje się banalne i zwyczajne; blednie, traci blask i polot w zetknięciu z ogromną szczerością i czułością, jaką Pani Ela otacza swoją córkę. Codzienny trud, nadludzki wysiłek staje się radością. Miłość, wymagająca takiego poświęcenia i całkowitego wyrzeczenia się własnych potrzeb, staje się szczęściem – to moje dziecko najukochańsze, najlepsze ze wszystkich moich, ja nie wiem co bym zrobiła, gdyby mi ją Bóg zabrał, chyba by mi się do głowy co stało, albo bym za nią do Boga poszła.
Byłem u Pani Eli dwukrotnie. Jest w jej prostocie, w jej ogromnej miłości siła, która przyciąga i sprawia, że znów chce się tam jechać. Wszyscy rodzice kochają swoje dzieci – chore, zdrowe, grzeczne, rozwrzeszczane – ale trudno znaleźć taką szczerość w okazywaniu tego uczucia, takie oddanie. Nic tu nie jest na pokaz.
Całkiem niedawno Gabrysia skończyła 16 lat. W opiece nad chorą córką pomagają Pani Eli wolontariusze z Hospicjum Dziecięcego „Alma Spei”, którzy zorganizowali dla Gabrysi małe przyjęcie urodzinowe. Jeśli chcielibyście wspomóc hospicjum w opiece nad nieuleczalnie chorymi dziećmi wpłacając dowolną kwotę, to wszelkie szczegóły można znaleźć tutaj: http://almaspei.pl/przekaz-darowizne/ – zachęcam do pomocy!
Jacku – niezwykle wrażliwe, piękne kadry. I historia, która ściska za gardło. Cokolwiek napiszę więcej będzie banałem.